Żyjemy w czasach, w których pojęcia takie jak włączenie, dostępność czy usuwanie barier stały się kluczowymi elementami publicznej dyskusji. I bardzo dobrze, ponieważ świadczą one o rosnącej świadomości i pozytywnej zmianie. Jednak pod tą, często lukrowaną, powierzchnią szlachetnych deklaracji kryje się zjawisko znacznie mroczniejsze, bardziej osobiste i wciąż boleśnie realne. Zjawisko, o którym mówić trudniej, gdyż nie dotyczy ono wyłącznie niedostosowanej infrastruktury, ale tego, co głęboko zakorzenione w naszych umysłach i sercach – ableizmu.
Ableizm nie jest jedynie systemowym, często niezamierzonym wykluczeniem, które zdarza się przy okazji, gdy ktoś zapomni o windzie czy pętli indukcyjnej, ale aktywną, niszczycielską siłą społeczną o co najmniej trzech obliczach. Pierwszą z nich jest chłodna, systemowa dyskryminacja, która w białych rękawiczkach zamyka drzwi do edukacji i kariery. Drugą cicha, pełna niezręczności niechęć, która izoluje i odczłowiecza skuteczniej niż najwyższy mur. Trzecia, najbrutalniejsza, to natomiast otwarta wrogość, która rani i odbiera poczucie bezpieczeństwa. Te trzy manifestacje, wyrastające ze wspólnych korzeni lęku, ignorancji i uprzedzeń, stanowią codzienne doświadczenie milionów ludzi, brutalnie zaprzeczając idei prawdziwie równego społeczeństwa.
Oblicze pierwsze: dyskryminacja w białych rękawiczkach
Najbardziej formalną i namacalną twarzą ableizmu jest wzorzec działania, w którym osoba z niepełnosprawnością, pomimo porównywalnych lub identycznych kwalifikacji, traktowana jest gorzej niż w pełni sprawna. Nigdzie ten mechanizm nie jest widoczny ostrzej niż na rynku pracy, gdzie kompetentni i wykwalifikowani kandydaci są masowo odrzucani w procesach rekrutacyjnych, pomijani przy awansach lub jako pierwsi zwalniani podczas restrukturyzacji. Dzieje się tak, ponieważ w głowach decydentów wciąż pokutują stereotypy dotyczące rzekomo niższej produktywności, większej absencji czy ogólnej kłopotliwości pracownika.
Ten sam wzorzec przenika system edukacji, który zbyt często promuje segregację zamiast autentycznego włączenia, oraz system opieki zdrowotnej, gdzie realne problemy pacjenta bywają ignorowane i pochopnie przypisywane jego podstawowej niepełnosprawności. Każdy taki akt to nie tylko indywidualna krzywda, ale przede wszystkim głośny, systemowy komunikat wysyłany w świat: Jesteś obywatelem drugiej kategorii, a twoje potrzeby i ambicje liczą się mniej.
Oblicze drugie: cicha niechęć i upokarzająca litość
U podstaw tej oficjalnej dyskryminacji leży zjawisko znacznie bardziej subtelne, a przez to może nawet boleśniejsze – głęboko zakorzeniony dystans społeczny. Nie wyraża się on w formalnych aktach wykluczenia, ale w tysiącach drobnych gestów, które zatruwają codzienność. To unikanie kontaktu wzrokowego na ulicy, to nieznośna, krępująca cisza, która zapada, gdy do pomieszczenia wchodzi osoba z widoczną niepełnosprawnością, to rozmowy prowadzone ponad jej głową, w których pytania kieruje się do asystenta lub partnera, jakby ona sama była niewidzialna.
Do tego dochodzi specyficzna, paternalistyczna litość, która, chociaż ubrana w pozory współczucia, w rzeczywistości jest formą upokorzenia odbierającą dorosłemu człowiekowi jego podmiotowość i autonomię. Ta gęsta atmosfera skrępowania i fałszywej troski sprawia, że osoba z niepełnosprawnością czuje się jak intruz w świecie normalnych, co prowadzi wprost do jej izolacji i egzystencjalnej samotności. Cicha niechęć jest jak trucizna, która powoli niszczy poczucie przynależności i wiarę w możliwość budowania równorzędnych relacji.
Oblicze trzecie: jawna wrogość
Gdy uprzedzenia i cicha niechęć tracą wszelkie hamulce, ableizm ukazuje swoje najbardziej brutalne oblicze, które nie kryje się już za korporacyjnym uśmiechem ani płaszczykiem współczucia. To wyzwiska rzucane na ulicy, nienawistne komentarze w Internecie pełne pogardy i odczłowieczania, a także akty wandalizmu wymierzone w mienie osób z niepełnosprawnościami. To również codzienne, absurdalne awantury o miejsca parkingowe, podczas których osoba z niewidoczną niepełnosprawnością musi publicznie udowadniać, że nie jest oszustem, ludziom uzurpującym sobie prawo do bycia sędziami jej życia. Otwarta agresja jest szczególnie okrutna i niszczycielska w świecie dzieci i młodzieży, gdzie niepełnosprawność staje się łatwym pretekstem do nękania i przemocy rówieśniczej. Każdy taki akt jest bezpośrednim atakiem na poczucie bezpieczeństwa i godności, jawnym uderzeniem w twarz z komunikatem: w moich oczach nie jesteś pełnowartościowym człowiekiem.
Korzenie postaw: lęk ukryty za maską siły
Psychologiczne źródła tych postaw, chociaż złożone, najczęściej wyrastają z lęku i ignorancji. Niepełnosprawność konfrontuje bowiem osoby pełnosprawne z prawdą o kruchości ludzkiego ciała, przypominając o chorobie, starości i śmierci – o prawdach, od których na co dzień wolimy uciekać. Dystans i wrogość stają się wtedy prymitywnym mechanizmem obronnym, próbą odcięcia się od tego, co budzi w nas głęboki, egzystencjalny niepokój. Lęki te są dodatkowo wzmacniane przez kult siły, młodości i nieustannej produktywności, w którym funkcjonujące inaczej ciało i umysł automatycznie tracą na wartości. Gdy zaczynamy postrzegać drugiego człowieka przez pryzmat jego ograniczeń, a nie człowieczeństwa, otwiera się prosta droga do usprawiedliwienia każdej podłości.
Prawdziwa zmiana musi być zatem czymś znacznie więcej niż tylko usuwaniem barier architektonicznych. Musi być bezkompromisową walką z uprzedzeniami, które nosimy w naszych umysłach, języku i sercach. Wymaga to odwagi, aby skonfrontować się nie tylko z jawną wrogością innych, ale także z własną, ukrytą niechęcią i tym niezręcznym lękiem, który czasem w nas powstaje. Tylko w ten sposób mamy szansę zbudować społeczeństwo, w którym niepełnosprawność przestanie być pretekstem do wykluczenia, a stanie się po prostu jednym z wielu równoprawnych wymiarów ludzkiego życia.