Kara boska czy droga do zbawienia: los osób z niepełnosprawnością w średniowieczu

Kara boska czy droga do zbawienia: los osób z niepełnosprawnością w średniowieczu

Aby w pełni zrozumieć średniowieczny stosunek do niepełnosprawności należy wyobrazić sobie świat pozbawiony współczesnej medycyny i racjonalistycznego sceptycyzmu. Rzeczywistość, w której zaćma oznaczała nieodwracalną ślepotę, otwarte złamanie było wyrokiem, a chorobę psychiczną poczytywano za szept demona. W tym świecie, głęboko przesiąkniętym wiarą, gdzie każdy przejaw natury i każda niedoskonałość ludzkiego ciała stanowiły lustro odbijające wolę Boga, los osób z niepełnosprawnością był zawieszony w stanie niemal schizofrenicznego paradoksu. Z jednej strony fizyczną odmienność postrzegano jako karę za grzechy — widzialny znak gniewu niebios, który rodził strach i prowadził do odrzucenia, z drugiej jednak, w świetle Ewangelii, cierpiące ciało stawało się drogą do uświęcenia, a opieka nad słabszym jawiła się jako swoista droga do zbawienia dla zdrowych. To właśnie w tym nieustannym zawieszeniu pomiędzy wykluczeniem a miłosierdziem toczyło się życie tych, których ciała i umysły nie mieściły się w ogólnie przyjętej normie.

Rewolucja, która zaczęła się w duszy

Antyczny Rzym, ze swoim brutalnym pragmatyzmem, nie widział moralnego problemu w praktyce porzucania słabych lub zdeformowanych noworodków na pewną śmierć. Chrześcijaństwo dokonało natomiast na tym polu prawdziwej rewolucji, ponieważ zgodnie z jego ideą każda istota ludzka od samego poczęcia posiada nieśmiertelną duszę, a jej życie jest święte. Ten, przynajmniej w teorii, absolutny zakaz dzieciobójstwa był krokiem o fundamentalnym znaczeniu, który ustanowił zupełnie nowe ramy moralne dla europejskiej cywilizacji.

Ta sama teologia, która chroniła życie, przyniosła jednak ze sobą bagaż własnych, dwojakich interpretacji przyczyn niepełnosprawności. Zaczęto ją bowiem wiązać z piętnem grzechu pierworodnego, z konkretnymi grzechami rodziców, a nawet z opętaniem demonicznym. Taka interpretacja rodziła lęk i nieufność sprawiając, że na osobę z widoczną ułomnością patrzono jak na fizyczny nośnik zła. Równocześnie jednak chrześcijaństwo z niezwykłą mocą gloryfikowało cierpienie jako formę naśladowania męki Chrystusa. W tym ujęciu człowiek chory, kulawy czy ubogi stawał się kimś w rodzaju uprzywilejowanego biedaka Chrystusowego (pauper Christi), którego ziemskie męki miały być swoistą walutą, za którą mógł on nabyć wieczne zbawienie.

Od teologii do codzienności: życie na marginesie i narodziny miłosierdzia

Ta teologiczna ambiwalencja miała swoje przełożenie na życie codzienne, ponieważ strach i poczucie obcości najczęściej spychały osoby z niepełnosprawnościami na margines. W społeczeństwie, którego gospodarka opierała się na ciężkiej pracy fizycznej, człowiek trwale niezdolny do wysiłku był postrzegany jako ekonomicznie bezużyteczny. W rezultacie najbardziej akceptowaną społecznie formą jego egzystencji stawało się żebractwo, stąd obrazy średniowiecznych miast pełne są postaci gromadzących się u bram kościołów i klasztorów – miejsc, gdzie można było liczyć na jałmużnę, odwołując się do chrześcijańskiego obowiązku miłosierdzia (caritas).

I tu ponownie ujawnia się druga strona medalu, gdyż ten sam obowiązek miłosierdzia stał się silnikiem napędowym dla stworzenia pierwszych w Europie zorganizowanych form opieki. To właśnie w średniowieczu, głównie z inicjatywy zakonów, zaczęły powstawać szpitale i przytułki. Należy przy tym odrzucić współczesny obraz kliniki, średniowieczny szpital (hospitium) był bowiem przede wszystkim schroniskiem. Miejscem, gdzie chory, ubogi, pielgrzym czy osoba z trwałą niepełnosprawnością mogli znaleźć dach nad głową, posiłek i — co być może było najważniejsze — duchowe przygotowanie na śmierć.

Leprozorium: opieka w cieniu całkowitej izolacji

Najbardziej jaskrawym i wstrząsającym przykładem połączenia opieki z segregacją były leprozoria, czyli specjalistyczne przytułki dla osób chorych na trąd. Choroba ta, ze względu na swoje przerażające, widoczne i postępujące objawy, budziła w średniowieczu paniczny lęk, będąc postrzegana jako symbol ostatecznego grzechu i zepsucia moralnego. Gdy u kogoś diagnozowano trąd, urządzano mu symboliczny pogrzeb. Ceremonia zwana śmiercią cywilną (separatio leprosorum) na zawsze wykluczała go ze wspólnoty, zmuszając do opuszczenia domu i rodziny. Resztę życia miał spędzić w odizolowanym leprozorium, które zapewniały mu przetrwanie, ale ich głównym celem była ochrona zdrowego społeczeństwa. Była to opieka za cenę całkowitej izolacji — swoiste życie w klatce miłosierdzia.

Między ziołami a modlitwą: medycyna duszy i ciała

Ówczesna medycyna również odzwierciedlała religijny światopogląd. Wciąż królowała antyczna teoria humoralna Galena, która zakładała, że zdrowie zależy od równowagi czterech płynów w ciele, średniowiecze wplotło w nią jednak własną interpretację. Uważano, że zaburzenie tej równowagi może być przecież fizycznym skutkiem grzechu, a zatem leczenie musiało mieć charakter dwojaki. Terapia fizyczna, obejmująca podawanie ziół czy upuszczanie krwi, szła pod rękę z duchową, a gdy zawodziły medykamenty i lokalne modły ostateczną deską ratunku, wymagającą ogromnego wysiłku i determinacji, była pielgrzymka. Sanktuaria słynące z cudownych uzdrowień przyciągały tysiące cierpiących, którzy w relikwiach świętych szukali ostatniej nadziei na boską interwencję.

Dziedzictwo paradoksu

Życie osób z niepełnosprawnością w średniowieczu było zatem utkane z fundamentalnych sprzeczności. Epoka ta odrzuciła antyczne okrucieństwo i stworzyła etos miłosierdzia, dając tym samym początek zinstytucjonalizowanej opiece nad słabszymi. Jednocześnie ten sam światopogląd, który nakazywał się litować, rodził paraliżujący strach przed innością, piętnował ją jako przejaw grzechu i skazywał na radykalną segregację. W ten sposób średniowiecze pozostawiło nam w spadku ideę miłosierdzia i pierwsze przytułki, ale także utrwalony głęboko w kulturze obraz niepełnosprawności jako anomalii, którą należy albo otoczyć litościwą opieką, albo szczelnie odizolować. To wzorzec myślowy, z którego konsekwencjami, w różnych i często bardziej zawoalowanych formach, kultura europejska zmaga się do dzisiaj.


Opublikowano

w

,

przez