Wyobrażenie o starożytnej Grecji, które od wieków funkcjonuje w kulturze, jest obrazem niemal bez skazy. Przywołuje ono na myśl lśniące w słońcu marmurowe rzeźby bogów i atletów o ciałach tak doskonałych, że zdają się nierealne, filozofów przechadzających się po agorze i dyskutujących o naturze bytu, wreszcie narodziny demokracji, teatru i triumfującego rozumu. Fundamentem tej cywilizacji była fascynacja harmonią i dążenie do ideału, które Grecy zamykali w jednym, pojemnym słowie: kalokagathia – jedności fizycznego piękna i duchowej szlachetności. Za tą starannie wyretuszowaną fasadą kryje się jednak historia znacznie bardziej złożona i mroczna. Los ludzi, których ciała i umysły odbiegały od normy, to opowieść pełna sprzeczności, rozpięta między pragmatyczną akceptacją a brutalną eliminacją, wiarą w boskie naznaczenie a społecznym wykluczeniem. Analiza ich sytuacji odsłania głęboki paradoks w sercu cywilizacji, która, kładąc podwaliny pod humanizm, musiała jednocześnie znaleźć sposób na oswojenie ludzkiej niedoskonałości.
Mroczny początek: między decyzją ojca a górską przepaścią
Dla wielu osób z niepełnosprawnością życie kończyło się, zanim na dobre się zaczęło, a ten początek był przerażająco mroczny. W świecie pozbawionym zaplecza współczesnej medycyny, gdzie każda para rąk do pracy była na wagę złota, a życie stanowiło nieustanną walkę o zasoby, narodziny dziecka z widoczną deformacją postrzegano jako katastrofę. Stanowiło ono realne obciążenie dla rodziny (oikos) i potencjalną słabość dla całej wspólnoty (polis). W konsekwencji, praktyka porzucania noworodków była nie tylko zjawiskiem powszechnym, ale również w pełni akceptowalnym społecznie.
W militarystycznej Sparcie proces ten przybrał formę zinstytucjonalizowanej procedury: każdy noworodek podlegał ocenie rady starszych, a jeśli został uznany za wadliwego lub zbyt słabego, aby w przyszłości stać się pełnowartościowym obywatelem-wojownikiem, jego los był przesądzony – porzucano go w górskiej przepaści na stokach Tajgetu. W bardziej liberalnych Atenach decyzja spoczywała na ojcu rodziny (kyrios), ale i tam była to praktyka usankcjonowana obyczajem. Być może najbardziej szokujący jest fakt, że tę eugeniczną logikę popierali najwięksi myśliciele epoki. Zarówno Platon w Państwie, jak i Arystoteles w Polityce bez ogródek argumentowali, że dla dobra idealnego, zdrowego społeczeństwa należy eliminować jednostki ułomne. Ten pierwszy, najtrudniejszy test życia był dla wielu dzieci ostatnim.
Cena przetrwania: pragmatyzm i wartość użytkowa
Jeżeli jednak dziecko zdołało przeżyć ten krytyczny okres – czy to dlatego, że jego stan nie był od razu widoczny, czy też z woli rodziców, którzy postanowili je zatrzymać – jego przyszłość stała pod znakiem zapytania, a o dalszym losie decydowała prosta zasada użyteczności. W społeczeństwie, które nie znało systemowej opieki społecznej, każda jednostka musiała wnosić wkład w dobrobyt wspólnoty. Osoba, która mimo fizycznych ograniczeń mogła pracować – w rzemiośle, w gospodarstwie domowym czy na roli – miała realną szansę na integrację i prowadzenie w miarę normalnego życia. Tych natomiast, którzy nie byli w stanie pracować, najczęściej czekał los żebraka, przez co stawali się oni smutnym, ale powszednim elementem miejskiego krajobrazu, cichym przypomnieniem o kruchości ludzkiej egzystencji.
W tym twardym, pragmatycznym świecie pojawia się jednak wyjątek, który rzuca inne światło na postawę Greków. Ateńskie prawodawstwo przewidywało skromną, państwową zapomogę dla obywateli, którzy nie mogli się utrzymać z powodu kalectwa lub ran odniesionych w służbie wojskowej. Chociaż świadczenie to było ograniczone i nie obejmowało wszystkich potrzebujących, stanowiło jeden z pierwszych w historii przykładów myślenia o odpowiedzialności wspólnoty za swoich najsłabszych członków. Był to jednak wyjątek, który jedynie potwierdzał regułę, że wartość człowieka mierzono przede wszystkim jego zdolnością do bycia produktywnym.
Boska skaza: Hefajstos i dar ślepoty
Złożony i pełen sprzeczności stosunek Greków do niepełnosprawności najpełniej odzwierciedla mitologia, w której fizyczna ułomność mogła być zarówno piętnem, jak i źródłem niezwykłej mocy. Najlepszym tego przykładem jest postać Hefajstosa – boga-kowala, który był kulawy i według mitów szpetny. Inni, fizycznie doskonali bogowie Olimpu szydzili z niego bez litości, a jednak to właśnie on, boski kaleka, był absolutnie niezbędny w ich świecie. W jego kuźni powstawały pioruny dla Zeusa, zbroje dla herosów i najwspanialsze dzieła sztuki. Jego postać jest ucieleśnieniem greckiej ambiwalencji: fizyczna wada może być powodem do wstydu, ale może też współistnieć z genialnym talentem i niezastąpioną siłą.
Innym, równie potężnym archetypem, jest postać ślepego mędrca, jak wieszcz Tejrezjasz, czy poety, jak legendarny Homer. W tym ujęciu niepełnosprawność stawała się niemal portalem do innego wymiaru poznania. Utrata wzroku fizycznego była, jak wierzono, rekompensowana przez dar widzenia wewnętrznego – zdolność dostrzegania prawdy ukrytej przed zwykłymi śmiertelnikami. Grecy, gardząc fizyczną niedoskonałością, potrafili więc jednocześnie przypisać jej nadprzyrodzony, niemal mistyczny wymiar, doszukując się w niej ukrytego, kompensacyjnego potencjału.
Między modlitwą a medycyną: w poszukiwaniu remedium
Człowiek dotknięty chorobą lub niepełnosprawnością w starożytnej Grecji poszukując realnej pomocy miał do dyspozycji dwie główne ścieżki. Pierwsza prowadziła do asklepiejonów – świątyń-uzdrowisk boga medycyny Asklepiosa, do których z całej Hellady ciągnęły pielgrzymki chorych i cierpiących. Wierzyli oni, że uzdrowienie przyjdzie we śnie, za sprawą boskiej interwencji w świętym miejscu. Tysiące glinianych wotów, przedstawiających uleczone kończyny, oczy czy organy, które archeolodzy odnajdują do dzisiaj, są niemym świadectwem tej ogromnej wiary.
Druga ścieżka była bardziej przyziemna i racjonalna. Rodząca się medycyna hipokratejska odrzucała myślenie magiczne na rzecz obserwacji i poszukiwania naturalnych przyczyn chorób. Lekarze potrafili już całkiem sprawnie składać złamania i leczyć urazy, często ratując ludzi przed trwałym kalectwem. Wobec chorób wrodzonych czy przewlekłych ich możliwości były jednak w dużej mierze ograniczone, co pozostawiało szerokie pole dla nadziei pokładanej w interwencji bogów.
Paradoks starożytnej Grecji
Historia osób z niepełnosprawnością w starożytnej Grecji jest zatem opowieścią o głębokim paradoksie. W cywilizacji, która dała światu podwaliny humanizmu, filozofii i demokracji, nie istniało pojęcie niezbywalnej, wrodzonej godności życia, która chroniłaby najsłabszych. Kult idealnego ciała prowadził do okrutnych praktyk eugenicznych, a twardy pragmatyzm ekonomiczny skazywał wielu ludzi na marginalizację. Równocześnie jednak w sferze mitu i religii potrafiono dostrzec w ułomności niezwykły dar, a w ateńskim prawodawstwie stworzyć pierwsze zalążki społecznej troski. Patrząc na Greków patrzymy poniekąd w lustro, które odbija nie tylko fundamenty naszej kultury, ale także odwieczną sprzeczność pomiędzy dążeniem do ideału a koniecznością akceptacji tego, co niedoskonałe.