Wiek mikroskopu i lancetu: twarze medycyny w epoce barokowych sprzeczności

Wiek mikroskopu i lancetu: twarze medycyny w epoce barokowych sprzeczności

Barok, epoka rozpięta między renesansowym humanizmem a oświeceniowym racjonalizmem, jawi się jako czas kontrastów, w którym pudrowane peruki i muzyka Vivaldiego współistniały z surową religijnością i wszechobecnym strachem przed zarazą. Ten dualizm, definiujący kulturę i myśl siedemnastego stulecia, znalazł swoje odbicie również w medycynie, był to bowiem okres, w którym w zaciszu gabinetów i laboratoriów dokonywała się rewolucja na miarę przewrotu kopernikańskiego, podczas gdy przy łóżku pacjenta wciąż panowały praktyki, które nie zmieniły się od czasów starożytnych. Barok to opowieść o przepaści pomiędzy awangardą myśli naukowej a konserwatyzmem codziennej terapii – przepaści, która dzieliła genialny umysł badacza od ręki lekarza, wciąż z niezachwianą pewnością sięgającej po lancet.

Rewolucja w krwiobiegu: William Harvey i kres antycznych dogmatów

Przez ponad półtora tysiąca lat zachodnią medycyną rządził niepodzielnie autorytet Galena, rzymskiego lekarza z II wieku, którego teorie traktowane z niemal religijną czcią stanowiły swoisty system operacyjny dla kolejnych pokoleń medyków. Uczył on, że krew w sposób ciągły powstaje w wątrobie z pożywienia, a następnie, przepływając przez serce, jest dystrybuowana po organizmie i w całości zużywana przez tkanki. W ten skostniały gmach dogmatów uderzył angielski lekarz William Harvey, który w opublikowanym w 1628 roku traktacie O ruchu serca i krwi u zwierząt zamiast interpretować starożytne teksty zaczął liczyć. Posługując się nowatorską metodą eksperymentalną i prostą matematyką wykazał, że objętość krwi wypompowywanej przez serce w ciągu zaledwie godziny wielokrotnie przewyższa masę całego ciała, co czyniło jej nieustanną produkcję w wątrobie fizycznie niemożliwą. Jego wniosek był szokujący dla współczesnych, a zarazem logiczny: krew musi krążyć w zamkniętym systemie naczyń, a serce nie jest żadnym mistycznym centrum, ale niezwykle wydajną pompą. Ten przełom zastąpił archaiczny model metaboliczny mechanicznym modelem hydraulicznym, otwierając drogę do nowoczesnej fizjologii.

Kontynent w kropli wody: mikroskop i nowa wizja życia

Niemal równolegle do rewolucji w rozumieniu makroskali ludzkiego ciała, inne odkrycie otwarło zupełnie nowe możliwości. Holenderski kupiec i naukowiec-samouk, Antonie van Leeuwenhoek, eksplorował nieznane światy nie w odległych krainach, ale w kropli wody, zeskrobinie z własnych zębów czy nasieniu. Z pasją i precyzją godną największych artystów szlifował maleńkie soczewki konstruując mikroskopy o niespotykanym dotąd powiększeniu, przez które jako pierwszy człowiek w historii ujrzał i opisał tętniący życiem mikrokosmos animalkulów – bakterii, pierwotniaków, plemników i czerwonych krwinek. Chociaż związek tych mikroorganizmów z chorobami nie był jeszcze wówczas znany, sama świadomość ich istnienia fundamentalnie zmieniła postrzeganie życia. Naukowego dopełnienia pracy Harveya dokonał włoski anatom Marcello Malpighi, który używając mikroskopu jako pierwszy zaobserwował naczynia włosowate (kapilary) – brakujące ogniwo łączące tętnice z żyłami, czym ostatecznie potwierdził teorię zamkniętego krążenia.

W poszukiwaniu nowego paradygmatu: ciało jako maszyna i laboratorium

Upadek starego paradygmatu stworzył intelektualną próżnię, którą usiłowały wypełnić nowe filozofie medyczne. Pod wpływem kartezjańskiej wizji ciała jako maszyny narodziła się iatromechanika, której zwolennicy próbowali wyjaśniać procesy fizjologiczne za pomocą praw mechaniki, postrzegając mięśnie jako system dźwigni, a żołądek jako moździerz. Konkurencyjna szkoła, iatrochemia, kontynuując dzieło Paracelsusa widziała w ciele laboratorium chemiczne, a w chorobach efekt zaburzeń procesów fermentacji i równowagi kwasowo-zasadowej. Chociaż obie szkoły w swoich konkretnych wyjaśnieniach często błądziły, ich znaczenie było ogromne, stanowiły bowiem pierwszą od starożytności próbę stworzenia spójnego, materialistycznego modelu funkcjonowania organizmu, opartego na uniwersalnych prawach fizyki i chemii, a nie na archaicznej koncepcji czterech humorów.

Teoria a brutalna rzeczywistość: niezmienność barokowej terapii

Rewolucja, która przetaczała się przez uniwersytety i gabinety uczonych, przez długi czas omijała jednak szerokim łukiem codzienną praktykę. Kiedy barokowy medyk stawał nad chorym, jego diagnoza i metody leczenia wciąż opierały się na tysiącletniej tradycji galenowej. Podstawą terapii pozostawało przywracanie rzekomo zaburzonej równowagi płynów ustrojowych za pomocą niezmiennej trójcy metod: upuszczania krwi (flebotomii) oraz środków przeczyszczających i wymiotnych. Co więcej, odkrycie Harveya bywało wykorzystywane jako argument za flebotomią – uzasadniano ją jako sposób na spowolnienie zbyt gwałtownego, a zatem szkodliwego, krążenia krwi. W obliczu nawracających epidemii dżumy, ospy czy tyfusu medycyna pozostawała bezradna, a ikoniczna postać doktora plagi w masce z dziobem wypełnionym ziołami jest nie tyle symbolem wiedzy, ile jej braku i bezsilności.

Destrukcja jako fundament postępu

Medycyna epoki baroku była zatem dziedziną pełną głębokich sprzeczności, areną tragicznego rozejścia się dróg teorii i praktyki. Był to wiek, w którym w laboratoriach dokonano demontażu antycznego modelu medycyny, a jednocześnie okres, w którym pacjentów leczono metodami często bardziej szkodzącymi niż pomagającymi. Historia ta pokazuje, jak powolny i skomplikowany jest proces wdrażania odkryć naukowych, jednak burząc tysiącletnie dogmaty barokowi uczeni wykonali niezbędny w tym kierunku krok. Oczyszczając pole z archaicznych błędów i dostarczając nowych, rewolucyjnych paradygmatów – krążącej krwi, istnienia mikroświata i mechanistycznego postrzegania ciała – stworzyli fundament, na którym kolejne pokolenia lekarzy mogły zacząć wznosić gmach prawdziwie nowoczesnej medycyny.


Opublikowano

w