Hiperseksualność: gdy seks staje się ucieczką, a bliskość emocjonalną pustynią

Hiperseksualność: gdy seks staje się ucieczką, a bliskość emocjonalną pustynią

Na początku może to nawet schlebiać. Niezwykła intensywność i pożądanie, które zdają się nie mieć granic, sprawiają, że czujesz się jak centrum wszechświata dla drugiej osoby. Można pomyśleć, że trafił się związek jak z namiętnego filmu, w którym ogień nigdy nie gaśnie. Mijają jednak miesiące, a Ty zaczynasz odnosić wrażenie, że płomień, który miał ogrzewać, zaczyna dotkliwie parzyć. Seks, zamiast być najpiękniejszym językiem miłości, staje się przykrym obowiązkiem, a intymność, która miała łączyć, zamienia się w pole minowe, na którym każdy krok grozi wybuchem. Witam w paradoksalnym świecie relacji z osobą hiperseksualną – w rzeczywistości, gdzie nadmiar seksu prowadzi do deficytu prawdziwej bliskości, a fundamenty zaufania kruszą się pod naporem głodu, którego nie da się zaspokoić.

To nie apetyt, to głód. Czym hiperseksualność różni się od wysokiego libido?

Fundamentalnym błędem, który utrudnia zrozumienie problemu, jest mylenie hiperseksualności, czyli kompulsywnych zachowań seksualnych, ze zdrowym, wysokim libido. To tak, jakby mylić apetyt smakosza, który celebruje każdy kęs, z głodem, który każe jeść cokolwiek, byle tylko przetrwać. Wysokie libido jest naturalną cechą temperamentu, autentyczną chęcią budowania więzi i pożądaniem skierowanym ku konkretnemu partnerowi. Hiperseksualność to natomiast zaburzenie kontroli impulsów, przymus, który każe gasić wewnętrzny pożar – lęk, wstyd, poczucie pustki – za pomocą aktywności seksualnej.

Osoba dotknięta tym problemem wpada w błędne koło, z którego niezwykle trudno się wyrwać. Najpierw pojawia się wewnętrzne napięcie, które trzeba natychmiast rozładować, do czego służy kompulsywna masturbacja, nieustanne fantazjowanie, konsumpcja pornografii czy seks – z partnerem lub osobą przygodną. Po tym wszystkim następuje chwilowa ulga, ale zaraz po niej człowieka zalewa fala wstydu i poczucia winy, która napędza kolejny cykl, rodząc potrzebę ponownej ucieczki w seks. W tym tragicznym mechanizmie partner przestaje być podmiotem uczuć, a staje się narzędziem, które ma przynieść ulgę w niemającym z nim nic wspólnego cierpieniu.

Od pożądania do uprzedmiotowienia: partner w cieniu kompulsji

Z czasem początkowy zachwyt – tak bardzo mnie pragnie! – nieuchronnie ustępuje miejsca bolesnej prawdzie. Zaczynasz dostrzegać, że Twoje potrzeby emocjonalne, pragnienie czułości bez podtekstu, długiej rozmowy przy herbacie czy zwykłego przytulenia na kanapie są konsekwentnie ignorowane. Pojawia się uczucie bycia sprowadzonym do roli obiektu, niczym stacja benzynowa dla pędzącego samochodu, masz zaspokoić niekończący się głód, a gdy to zrobisz rozmowa się kończy. Seks, który miał być radosnym aktem wzajemności, staje się obowiązkiem i testem sprawności, w którym nigdy nie możesz w pełni zadowolić drugiej strony, ponieważ jej głód nie jest skierowany na ciebie – jest studnią bez dna. To powoli, ale skutecznie, niszczy poczucie własnej wartości i odbiera pewność siebie. Paradoksalnie, w związku, który na pozór kipi od seksu, partner może czuć się najbardziej aseksualnie w całym swoim życiu.

Zaufanie, które kruszy się pod ciężarem tajemnic

Najbardziej niszczycielska dla relacji jest jednak postępująca erozja zaufania. Kompulsja rzadko kiedy zamyka się w czterech ścianach sypialni, niemal zawsze prowadząc do obsesyjnej konsumpcji pornografii, cyberseksu z obcymi, a nierzadko także do zdrad. Moment odkrycia prawdy jest druzgocący: czujesz się nie tylko oszukany, ale i upokorzony, a fundament bezpieczeństwa, na którym opiera się każdy zdrowy związek, zostaje wysadzony w powietrze. Nawet jeśli nie dochodzi do fizycznej zdrady, cała energia i uwaga partnera nieustannie płyną gdzieś indziej. Jesteście razem, ale jednak doświadczasz głębokiego poczucia samotności i w ten sposób stajecie się dwojgiem obcych ludzi, których łączy łóżko, a dzieli emocjonalna pustynia.

Czy z tej pustyni można jeszcze wrócić?

Droga do uzdrowienia jest wyboista, ale możliwa pod jednym, absolutnie kluczowym warunkiem: osoba zmagająca się z hiperseksualnością musi uznać, że ma problem. Musi zrozumieć, że jej zachowanie to nie dowód ognistego temperamentu, ale niszcząca kompulsja, która rani ją i tych, których kocha. W tym momencie otwierają się drzwi do profesjonalnej pomocy – terapii indywidualnej lub grupowej, często skoncentrowanej na mechanizmach uzależnień.

Wiele związków nie przetrwa tej próby, a rozstanie bywa najzdrowszym rozwiązaniem dla partnera, który zbyt długo żył w cieniu cudzego zaburzenia. Jeśli jednak obie strony podejmą walkę – jedna o wyjście z nałogu, a druga o wyznaczenie granic i odbudowę siebie – istnieje szansa, że relacja, która powstanie na tych zgliszczach może, paradoksalnie, stać się znacznie mocniejsza. Nie będzie już oparta na iluzji namiętności, ale na świadomej, dojrzałej intymności, która narodziła się z bolesnej prawdy i ogromnego, wspólnego wysiłku. Ale może właśnie takie podróże, chociaż bolesne, prowadzą do najbardziej autentycznych wersji miłości.


Opublikowano

w