Świat rzymski, z jego obsesją na punkcie siły, sprawności fizycznej (virtus) i estetyki idealnego ciała, wydaje się z pozoru miejscem wyjątkowo wrogim dla osób z niepełnosprawnością. Obraz ten, utrwalony przez surowe zapisy Prawa XII Tablic i opowieści o porzucaniu niemowląt, jest jednak niepełny i mylący. Rzeczywistość życia jednostek naznaczonych ułomnością w starożytnym Rzymie była znacznie bardziej złożona i pełna sprzeczności. Ich los, rozpięty pomiędzy statusem złego omenu, obiektu kpin, a pragmatycznie akceptowanego członka rodziny, zależał nie od uniwersalnych praw, ale od bezlitosnej triady: statusu społecznego, momentu powstania niepełnosprawności i jej rodzaju.
U podstaw rzymskiego stosunku do niepełnosprawności leżał potężny fundament prawny i mentalny: instytucja patria potestas, czyli absolutnej władzy ojca rodziny. Pater familias dysponował prawem życia i śmierci nad swoimi dziećmi. To on, w pierwszych dniach po narodzinach, decydował o losie noworodka. Zapis z Prawa XII Tablic, nakazujący zabicie „dziecka znacznie zniekształconego” (puerum ad deformitatem … insignem), chociaż często interpretowany jako dowód na systematyczne ludobójstwo, był w istocie prawnym usankcjonowaniem tej ojcowskiej władzy. W świecie głęboko przesiąkniętym wiarą w znaki i omeny, narodziny dziecka z widoczną deformacją postrzegano jako monstrum lub prodigium – zły omen, gniew bogów, który mógł sprowadzić nieszczęście na całą rodzinę, a nawet państwo. W takim kontekście, eliminacja noworodka była nie tyle aktem okrucieństwa, co ponurym obowiązkiem rytualnym, mającym na celu przebłaganie sił wyższych.
Praktyka ta nie była jednak ani powszechna, ani bezwyjątkowa, a losie dziecka decydowała nie tylko jego fizyczność, ale i pragmatyzm. W rodzinach arystokratycznych, gdzie ciągłość rodu i nieskazitelny wizerunek miały ogromne znaczenie, presja na pozbycie się „wadliwego” potomka była większa. Z kolei w rodzinach plebejskich czy wiejskich, dziecko, które mimo ułomności rokowało na zdolność do jakiejkolwiek pracy, miało szansę na przeżycie. Archeologia dostarcza coraz więcej dowodów – szkieletów osób z wrodzonymi deformacjami, które dożywały dorosłości – świadczących o tym, że opieka i akceptacja w ramach rodziny były możliwe. Kluczowe było przeżycie okresu niemowlęcego, a osoba, która została włączona do rodziny, nabywała pewne, chociaż ograniczone prawa.
Zupełnie inaczej wyglądała sytuacja osób, które stały się niepełnosprawne w dorosłym życiu. Największym szacunkiem cieszyli się weterani wojenni – filar potęgi Rzymu. Okaleczony w boju legionista był bohaterem, a państwo i społeczeństwo czuły się zobowiązane do zapewnienia mu wsparcia. Rzymska medycyna, zwłaszcza chirurgia wojskowa, stała na niezwykle wysokim poziomie, oferując skuteczne amputacje i rozwiniętą protetykę, co pozwalało weteranom na powrót do względnie normalnego funkcjonowania. Inaczej traktowano osoby, które straciły sprawność w wyniku chorób czy wypadków cywilnych – ich los zależał od zamożności i wsparcia rodziny.
Status społeczny był absolutnie kluczowym czynnikiem. Bogaty Rzymianin z niepełnosprawnością, jak choćby częściowo sparaliżowany cesarz Klaudiusz, jąkający się Wergiliusz czy jednooki wódz Sertoriusz, mógł wieść pełne i wpływowe życie, kompensując braki fizyczne intelektem, majątkiem i pozycją. Z kolei w najniższych warstwach społecznych i wśród niewolników niepełnosprawność była niemal wyrokiem. Osoby niezdolne do pracy były porzucane i zasilały rzesze żebraków kłębiących się w miastach. Jednocześnie istniał okrutny i perwersyjny rynek na osoby z rzadkimi deformacjami (karłowatość czy garb), które były kupowane przez arystokratów jako deliciae – żywe „maskotki” i obiekty rozrywki, mające świadczyć o ekscentrycznym guście i bogactwie właściciela.
Starożytny Rzym nie był miejscem oferującym osobom z niepełnosprawnością spójny system wsparcia ani godnościowe traktowanie w dzisiejszym tego słowa znaczeniu. Był to świat pragmatyzmu i przesądu, w którym o wartości człowieka decydowała jego użyteczność dla rodziny i państwa. Los jednostki naznaczonej ułomnością był wypadkową jej pochodzenia społecznego, rodzaju defektu i łaski lub jej braku ze strony głowy rodu. Od rytualnego wyroku śmierci na progu domu, przez życie żebraka na ulicy, po status szanowanego weterana czy rozchwytywanego „dziwoląga” na patrycjuszowskim dworze – spektrum rzymskich doświadczeń z niepełnosprawnością było szerokie i pełne brutalnych sprzeczności. Ukazuje ono cywilizację, która z jednej strony potrafiła tworzyć cuda inżynierii i prawa, z drugiej zaś pozostawała bezradna i bezlitosna wobec tego, co postrzegała jako skazę w idealnym porządku natury i bogów.